niedziela, 1 lutego 2009

Dziewiąty dzień księżycowy

Trafiłam na bardzo dobrą współczesną sztukę Ołeksandry Pohrebińskiej, znanej na Ukrainie dramatopisarki i reżysera filmowego. "Dziewiąty dzień księżycowy" to czarna komedia, napisana bardzo nowoczesnym i dowcipnym językiem, ze zręcznymi i inteligentnymi dialogami.

Współczesna ukraińska rodzina z Kijowa: rozwiedziony Oleh, utrzymujący jednak dość ścisłe kontakty z byłą żoną Oleną oraz owdowiała matka Oleha Hanna Arkadijiwna i jej absztyfikant Wiktor Mychajłowycz, prowadzą niepozbawione drobnych konfliktów acz dość zrównoważone życie. Nagle w progu ich domu staje Iryna. Przyjechała z Izmaiła. Jest wnuczką zmarłego męża Hanny z pierwszego małżeństwa. Pod pachą trzyma urnę z prochami swojej babci, czyli pierwszej żony męża Hanny. Okazuje się, że ostatnim życzeniem babci było, aby mogła spocząć obok ukochanego mężczyzny, który mimo, że ją porzucił, przez wiele lat słał jej miłosne listy (listy oczywiście Iryna także ma ze sobą).Pojawienie się Iryny wywołuje ogromną burzę w życiu kijowskiej rodziny. Mimo wielu oporów i sprzeciwów najbliższych, Hanna Arkadijiwna w porywie szlachetności uczuć zgadza się umieścić urnę w grobie męża. Niestety na przeszkodzie staje jej biurokracja. Cmentarz jest zamknięty i chować na nim można tylko członków najbliższej rodziny, do których była żona już się nie zalicza. Hanna Arkadijiwna chodzi od urzędu do urzędu, ale bezskutecznie. Wystawia się jedynie na pośmiewisko. W końcu ktoś wpada na szalony pomysł, by nielegalnie zakopać urnę w grobie.Oleh bierze łopatę, Wiktor Mychajłowicz dłutko. Chowają urnę, wybijają stosowny napis na tablicy i sprawa załatwiona. Iryna wraca do Izmaiła. Cała ta historia zmienia nastawienie rodziny do życia. Hanna przyjmuje oświadczyny Wiktora, Oleh zaczyna godzić się z Oleną. I wszystko skończyłoby się pięknie, gdyby nie... No, właśnie... Więcej nie powiem. Zakończenie jest naprawdę zaskakujące.

1 komentarz: