środa, 14 października 2009

Henryk Józewski

Wreszcie przeczytałam tę książkę (zdjęcie obok) i jestem nią zafascynowana. A właściwie jestem zafascynowana postacią Henryka Józewskiego. Polska historiografia przedstawia go raczej jako naiwnego romantyka, którego idea fix prowadzenia polityki tolerancji na Wołyniu została szybko i brutalnie zrewidowana. Timothy Snyder otworzył mi oczy na zupełnie innego człowieka i zupełnie inne rozumienie historii, której fragmentem był Józewski i którą po części sam tworzył. Zaczynał swą karierę w wywiadzie POW infiltrującym Imperium Rosyjskie. Potem był wojewodą wołyńskim i, poza wspieraniem rozwoju kultury ukraińskiej, zajmował się także koordynacją ruchu prometejskiego na Ukrainie.

Ruch prometejski był pomysłem Józefa Piłsudskiego. Polegał na umiejętnym podsycaniu tendencji narodowych w nierosyjskich republikach radzieckich, tak by stworzone w ten sposób napięcia doprowadziły do samoistnego rozpadu Związku Radzieckiego. Jako agentów na Ukrainę wysyłano przede wszystkim byłych żołnierzy Petlury. Oczywiście działalność agenturalna i siatka wywiadowcza zostały skutecznie zniszczone podczas Wielkiego Głodu i terroru lat 30. Tak skutecznie, że nawet nie miał kto ostrzec Warszawy przez zbliżającą się napaścią Związku Radzieckiego 17 września 1939 r.

Henryk Józewski przez całe życie był agentem lub pracował z agentami. James Bond to w porównaniu z nim marny amator. Po wybuchu II wojny światowej Józewski ukrywał się najpierw przed Niemcami, a potem przed komunistyczną Służbą Bezpieczeństwa. Cały czas wysyłał informacje i rozpoznania na Zachód. Nawet wtedy, gdy liczne aresztowania mocno przetrzebiły jego siatkę szpiegowską. Kilkakrotnie proponowano mu przerzucenie na Zachód, za każdym razem odmawiał. Został aresztowany dopiero w 1953 roku, na dwa dni przed śmiercią Stalina i trafił do więzienia. Po wyjściu na wolność wrócił do swej pasji, czyli malowania obrazów. Był bowiem także bardzo uzdolnionym artystą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz